Yey! Nasz pierwszy dzień na Islandii. Nareszcie jestem w kraju, o którym od tak dawna marzyłam, ale zawsze przekładałam podróż na później. Trochę ze względu na pogodę (jednak lubię ciepełko), trochę ze względu na finanse. Ale w końcu się udało :)
Przygotowałam idealną trasę zwiedzania. W planach były pola geotermalne z gejzerami, wodospad Gullfoss, dłuższy spacer po parku Thingvellir, a na zakończenie dnia kąpiel w gorącej rzece Reykjadalur.
Dzień rozpoczęliśmy od nie tak wczesnej pobudki, jak zakładałam w moich planach. Poprzedniego wieczoru postanowiliśmy wypatrywać zorzy polarnej umilając czekanie niegroźnymi drineczkami. O ile ja poszłam spać o rozsądnej 1 godzinie, to panowie tak wkręcili się w polowanie na zorzę i drinkowanie, że zasnęli o 4.. Tak właśnie kończą się wyjazdy z mężczyznami ;p
Na szczęście udało mi się wszystkich dobudzić i o godzinie 11 mogliśmy wyruszyć w drogę. Pogoda była całkiem ok. Pochmurnie, ale bez deszczu, a gdzieniegdzie przebijało nawet słoneczko. Pomyśleliśmy, że jak na wrześniową Islandię jest naprawdę fajnie.
Pola geotermalne Haukadalur
Pierwszym punktem naszej wycieczki były pola geotermalne Haukadalur, które znane są przede wszystkim z niesamowitych gejzerów. Dojazd zajął nam niecałą godzinę. Droga jest w całości utwardzona, więc można tu dotrzeć każdym samochodem.
To właśnie podczas tej trasy zobaczyliśmy, o co chodzi ze zmiennością pogody na Islandii. Chwilę po wyjechaniu z naszego domku zaczął padać deszcz, który szybko zmienił się w śnieg, później grad, a na końcu wyszło na chwilę słońce. Kiedy dojechaliśmy na parking (bezpłatny) lekko mżyło.
Po drodze słoneczko... a 10 min później deszcz. Islandia.. :)
Miejsce robi wrażenie już na samym wejściu. Wszystko dymi, paruje, bulgocze i pachnie siarką. Jest mrocznie, ale pięknie!
I w końcu są! Gejzery! Co prawda największy i najbardziej znany z nich – Geysir – jest aktualnie w stanie spoczynku, ale na szczęście inne nadal buchają wodą. Co kilka/kilkanaście minut mamy niesamowity popis Matki Natury. Zabawnie było patrzeć na wszystkich zgormadzonych ludzi, jak w skupieniu czekają, obserwują taflę wody i wstrzymują oddech przy każdym najmniejszym bąbelku powietrza :D Oczywiście wstrzymywałam oddech razem z nimi :D
Po gejzerach przyszła pora na szybki spacer po okolicy. Polecam Wam wejść na wzgórze, z którego rozpościera się piękny widok na całe pola geotermalne.
Pogarszająca się pogoda zmusiła nas do powrotu na parking. Byliśmy przemarznięci i przemoczeni, więc weszliśmy do pobliskiej restauracji na szybkie ogrzanie się. Wypiliśmy kawę i gorącą czekoladę (koszt ok. 20-30 zł za jedną), pochodziliśmy po sklepie z pamiątkami i… zorientowaliśmy się, że na dworze panuje śnieżyca. Wyglądało to cudownie!
Wodospad Gullfoss
Wodospad Gullfoss był kolejnym punktem naszej wycieczki. Jest położony bardzo blisko gejzerów, ale w tym krótkim czasie dojazdu śnieg przeobraził się w ulewę. Postanowiliśmy przeczekać ją w samochodzie, ale niestety tym razem pogoda nie chciała się tak szybko zmienić. Wodospad przyszło nam oglądać przy mocno padającym deszczu, dlatego była to bardzo szybka wizyta.
Tego dnia nie udało nam się zrealizować reszty naszych planów. Daliśmy za wygraną pogodzie i zziębnięci wróciliśmy do ciepłego domku. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym na wyjeździe nie zachorowała, więc wieczorem miałam już gorączkę, a do końca wyjazdu moimi najlepszymi przyjaciółmi były chusteczki i tabletki :D